16.03.21
Upór, pokora, szacunek i cierpliwość… Przewodnik dla bohaterów, Ola Turant
Czego uczy szkolenie Six Sigma Black Belt? Jak przejść przez nie tak, aby jak najwięcej z niego wyciągnąć? ? Jakie cechy są szczególnie pomocne na tej wymagającej ścieżce? Przed Wami kolejny odcinek cyklu „Przewodnik dla bohaterów”, czyli rozmowa z Olą Turant. Łączy w sobie niesamowity profesjonalizm z ludzkim i ciepłym podejściem, a na co dzień udowadnia, że niemożliwe może stać się możliwym. Poznajcie Olę!
Kim byłaś i co robiłaś, zanim trafiłaś na kurs Black Belt?
Zanim zdecydowałam się na kurs Black Belt, zajmowałam się projektami ciągłego doskonalenia w obszarze produkcji.
Jak to wszystko się zaczęło? Co sprawiło, że porzuciłaś „normalne życie” i zapragnęłaś zostać Black Beltem?
Nie porzuciłam „normalnego życia”, w sensie życia zawodowego oczywiście. Uważam, że normalizacja mojego życia zawodowego zaczęła się dopiero w trakcie kursu. Kiedyś, planując studia doktoranckie, ktoś opowiedział mi o kursie Six Sigma Black Belt jako dobrej alternatywie. Kolega, który wtedy wskazał mi tę możliwość rozwoju zawodowego był „jakościowcem” i pamiętam jego bardzo rzeczową argumentację. Przyszedł odpowiedni moment – jeden telefon do Akademii i byłam zapisana na kolejną edycję. Była piękna jesień 2009 roku…
Wahałaś się, czy wiedziałaś od razu? Opowiesz coś o tym?
Byłam bardzo ciekawa i z niecierpliwością czekałam na pierwszą sesję. Zero wątpliwości, dużo dobrych przeczuć. Mam dobrą intuicję 🙂 Wiedziałam, że to jest to.
Jakie było największe wyzwanie, z którym zmagałaś się w Twoich projektach? A skoro przeżyłaś - jak sobie z nim poradziłaś?
Największym problemem była kultura organizacji, w której wtedy pracowałam, dlatego największym wyzwaniem było „przecieranie szlaków” i zaproszenie innych do współpracy. Pokonanie uprzedzeń, strachu, podejścia opartego na wskazywaniu winnych, a nie rzeczowego rozwiązywania problemów. Nie miałam Sponsora świadomego swojej roli, nie mówiąc o Championie. Doskwierała mi samotność, ale poczucie sensu tego, co robię, było silniejsze i motywowało. Zresztą tak jest do dzisiaj.
Kto był Twoim największym wsparciem w tej przygodzie?
Miałam swoją wewnętrzną koalicję – przyjaciół po dzisiejszy dzień – którzy bardzo we mnie wierzą. Bacznie obserwowali, co robię, wysłuchiwali, ocierali łzy, i przypominali mi kim jestem, dodawali odwagi, siły, otuchy (Haniu – dziękuję!) Wtedy byłam też świeżo upieczonym coachem ICC – pomogła mi świadomość własnych wewnętrznych zasobów i możliwości, tego kim jestem i co jest dla mnie najważniejsze. Wzięłam sprawy w swoje ręce i postanowiłam że się nie poddam. I tak się stało.
Z perspektywy Twoich doświadczeń, jakie cechy, talenty czy umiejętności okazały się najbardziej pomocne na ścieżce Black Belta? O które z nich należy szczególnie zadbać?
Jeśli chodzi o cechy osobiste – jestem bardzo uparta i łatwo się nie poddaję. Pomaga mi też wrodzona ciekawość i dobre relacje z ludźmi. Poczucie humoru jest zbawienne i ratuje z każdej opresji. Jeśli dodamy do tego spory dystans do siebie – można przetrwać dosłownie wszystko.
Bardzo ważną cechą jest pokora i szeroko pojęty szacunek – dla siebie i innych. Na ścieżce Black Belta łatwo potknąć się o własne ego i wysokie mniemanie o sobie. Upadek jest bolesny i trudno się po nim podnieść.
Warto też uzbroić się w cierpliwość. Realnie pierwsze projekty nie kończą się po 3 miesiącach, chyba że kończą się w połowie… .Na efekty swojej pracy trzeba po prostu poczekać. Dzisiaj to niemodne, wszystko chcemy mieć szybko. Dlatego trzeba przestawić myślenie i zwolnić. Regularne spotkania, konsekwentnie realizowany plan, dokładnie i krok po kroku. To naprawdę działa.
Jaka była Twoja największa klęska na ścieżce Black Belta? Co Ci dała?
Pamiętam jedno ze spotkań projektowych, które było totalną klapą, od początku coś wisiało w powietrzu. Nie wytrzymałam i podziękowałam Zespołowi po jakichś 15 minutach. Po spotkaniu poprosiłam największego „hamulcowego” o rozmowę. Okazało się, że to on powinien zostać liderem, bo jako technolog najbardziej zna się na procesie. Więc poszło o władzę 🙂
Te i podobne spotkania nauczyły mnie lepszej pracy z ludźmi – otwartej komunikacji, wyjaśniania na początku, kto jest kim w projekcie i dlaczego. Nauczyły mnie też w pewnym momencie odpuszczać i oddawać prowadzenie temu, kto akurat przejmuje w sposób zupełnie naturalny funkcję Lidera. Bo to tylko rola, i jak się okazuje – przechodnia. Była to oczywiście kolejna lekcja pokory i zrozumienia innych. Kolega został v-ce liderem, projekt skończył się sukcesem.
Są takie miejsca w podróży Black Belta, z których w każdą stronę jest pod górę… Jak w tym miejscu nie utknąć? Jak nie dać się zatrzymać?
Traktować projekt jak przygodę, ciekawą podróż w nieznane na którą zaprasza się kilka osób i tworzy z nimi Zespół. Wtedy po prostu wstyd zawracać. Serio.
U mnie działa odpowiedzialność za innych i znowu wrodzony upór. Ciemno? I tak znajdziemy drogę. Pod górę? Super, poćwiczymy mięśnie. Iść gdziekolwiek – ale iść. Zatrzymywać się, ale nie stać. Stagnacja i bezruch działają na mnie fatalnie. Im dłużej trwa projektowy „przystanek” lub odraczanie tematu na później, tym mniejsze szanse na podjęcie go z powrotem. Warto trzymać tempo, nawet jeśli kolejne spotkanie ma być powtórką poprzedniego, bo stoimy w miejscu… .
Myślę, że ważna jest też wiara w ludzi, w nasz Zespół i nie przyjmowanie całej odpowiedzialności za projekt na siebie. Według mnie to objaw pychy – „wiem najwięcej, więc wszystko w moich rękach”. Wcale tak nie jest. Ludzie mają niesamowitą wiedzę, często kluczową dla rozwiązania problemu. Trzeba spuścić z tonu i zamiast kolejny raz opowiadać o DMAIC – zacząć słuchać.
Które ze swoich nawyków lub przekonań potrzebowałaś zmienić? Jakie pojawiły się na ich miejsce?
Uspokoiłam emocje. Nauczyłam się myślenia i postrzegania rzeczywistości w kategoriach słynnych już: liczb, danych i faktów. Zamieniłam przymiotniki na liczebniki, opinie i przypuszczenia na fakty. Odkryłam na nowo i doceniłam własną kreatywność. Inaczej rozmawiam o problemach, inaczej planuję ich rozwiązywanie. Nauczyłam się dokładniej słyszeć innych i jeszcze bardziej szanować cudzy punkt widzenia i odmienne zdanie. Poczułam, czym tak naprawdę jest współpraca i odkryłam jej wartość. Nauczyłam się, jak dalekie potrafią być słowa od czynów i że ważne jest nie tylko co kto robi – ale przede wszystkim, kim jest.
I wreszcie – nauczyłam się i uczę się dalej oddzielać to na co mam wpływ od tego, na co wpływu nie mam i nie zmienię. To przynosi ulgę i wzmacnia poczucie sprawstwa, choć ograniczonego. Na to kim dzisiaj jestem miało oczywiście wpływ wiele różnych czynników, ale Kurs Six Sigma ma w tym swój spory udział…
Gdybyś mogła dziś spotkać siebie z pierwszego dnia kursu Black Belt – co byś sobie poradziła?
Żeby ćwiczyć cierpliwość i nie bać się statystyki 🙂
Jak przygotowywałaś się do certyfikacji? Czy coś zrobiłabyś dziś inaczej?
Po prostu uczyłam się i powtarzałam cały materiał, krok po kroku. Dzisiaj pewnie zrobiłabym tak samo. Według mnie nie ma „złotych recept” ani na projekty, ani na certyfikację. Jedno i drugie wymaga sporo pracy. I są rozciągnięte w czasie. Na pewno pomaga uczenie się na bieżąco. Potem to tylko kwestia przypomnienia.
Co najważniejszego dała Tobie ścieżka Black Belta? A co, Twoim zdaniem, możesz dać innym ludziom? (Bo co firmie, to wiadomo…)
Z jednej strony dała mi więcej poczucia własnej wartości, z drugiej strony nauczyła pokory. Z pewnością dojrzałam zawodowo – zarówno, jeśli chodzi o kompetencje twarde, jak i miękkie. Przyniosła nowe relacje, znajomości i przyjaźnie, które trwają do dziś. Nauczyłam się jeszcze większej wiary w ludzi i lepsze jutro. I tego, że nie można się poddawać, a sukces czy porażka często mają początek w naszej głowie i nastawieniu.
Dzielę się z innymi tym, czego nauczyłam się sama i pokazuję że niemożliwe może stać się możliwym. Wspieram kolegów, ale i młodsze koleżanki na ich drodze do sukcesu, nie tylko zawodowego. Pokazuję, że można być mamą, prowadzić ciepły, dobry dom, ale i spełniać się zawodowo, realizować swoje pasje w pracy, wnosić wiele wartości w środowisko biznesowe.
Co dalej? Co jest teraz na horyzoncie?
Z ciekawością spoglądam w przyszłość. Mam nadzieję, że przyniesie coraz więcej projektów, które będę realizować sama, ale i tych, które będę wspierać. Na horyzoncie nowe wyzwania, o większej skali i bardziej złożone.
Kilka słów o mnie
Nazywam się Aleksandra Turant. Pracuję w branży motoryzacyjnej na stanowisku CPI Global Managera. Od 10 lat jestem praktykującym Black Beltem. Prowadzę szkolenia. Lubię ludzi. Lubię to, co robię. Jestem mamą Kuby i Isi.
Inne posty
Artykuły
03.10.19 KamiL Torczewski
Mit 1: Six Sigma = statystyka?
To jeden z najpowszechniejszych mitów krążących wokół programu Six Sigma, jednocześnie mit chyba najbardziej szkodliwy. Dlaczego? Otóż, jeśli: ZARZĄD UWAŻA, że Six Sigma = statystyka, to wówczas…
Artykuły
03.10.19 KamiL Torczewski
Mit 2: Six Sigma = ciągłe doskonalenie?
Bardzo powszechnie uważa się, że Six Sigma to jeden z wielu programów ciągłego doskonalenia. To kolejna opinia, którą musimy włożyć do naszej kategorii mitów. Dlaczego?
Masz pytania?
Skontaktuj się z nami
Zapisz się na nasz newsletter
i bądź na bieżąco